Mój ojciec przysłał mi źrebaka Magdy. Prosił żebym go trochę oswoił z otoczeniem, ponieważ znam się na tego rodzaju rzeczach.
-Dobra, Rose-powiedziałem do klaczy-Masz się słuchać, bo nie mam zamiaru mieć później problemów.
Poklepałem konia po szyi i wziąłem na lonżę. Zasłoniłem mu oczy, żeby się nie bał i podniosłem z ziemi bat. Roczny źrebak kłusował przez chwilę, a później się zatrzymał i nie chciał ruszyć.
-Znasz się na tego rodzaju rzeczach?-zapytała Sami z zaskoczenia-Dlaczego faceci są tacy twardzi?
Nie pomyślałeś o przekąsce?-zapytała
-E...uuu...nie-odpowiedziałem
-Patrz-powiedziała i wyrwała mi z ręki bat.
Delikatnie uderzyła nim w ziemię i kiedy źrebak przebiegł dwa koła dała mu marchewkę.
-Później pójdzie jak z płatka-powiedziałam, a teraz idę do Jessicy.
-Ok, to pa-powiedziałem i ćwiczyłem dalej dając tym razem przekąski.
Później wysłałem źrebaka na łąkę i pojechałem na przejażdżkę na Epiphonie.
Wierzgał na wszystkie strony. Wyjechałem na drogę i przed nami jechał samochód. Koń stanął dęba i uderzył w ciężarówkę. Później spadłem z konia. Ciężarówka przejechała i zatrzymała się. Zaczęło mi się robić czarno przed oczami.
Po godzinie-dwóch obudziłem się w szpitalu. Do sali weszła Sam.
-Chcą uśpić Epiphona-powiedziała-Wiesz jak on wygląda?
-Tak, wiesz wiem-powiedziałem z sarkazmem
-Właśnie, e...mm-powiedziała-Mam zdjęcie-podała mi telefon
Zdjęcie było przeraźliwe:
-Nie ja nie wierzę-powiedziałem-Stracił oko?
-Spokojnie, wszystko ma na miejscu, tylko jest poturbowany.
-Muszę go zobaczyć!-właśnie próbowałem wstać, ale Samanta mnie zatrzymała.
-Zajmę się...nim-powiedziała-Będzie dobrze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miesiąc później:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Samanta zajęła się koniem i teraz wyglądał tak:
Kiedy wyszedłem ze szpitala, koń bał się mnie.
-Co się dzieje?-zapytałem Jassicy i Samanty
-Do nas też tak podchodzi-powiedziały
-Wrzucałyśmy mu marchewki na zmianę-powiedziała Sam
-Chciałyśmy się dowiedzieć czy boi się wszystkich
-Patrz-powiedziała Samanta
Rzuciła kamykiem pod jego nogi, a on uciekł na drugi koniec łąki.
-Nic już nie zrobisz?-zapytałem
-Postaram się-powiedziała
(Samanta?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz