Było mi jej szkoda. Przed kilkoma minutami była ładną dziewczyną, a ta...ta Ros...wszystko jej zepsuła.
-No leć się umyć!-krzyknęła do niej złośliwie-A ja tu sobie...posiedzę.
-Jesteś...fajny-powiedziała
-A ty nie!-fuknąłem
Odszedłem i przy tym kopnąłem piłkę leżącą w błocie.
-Pfuj...to ohyda-kopnąłem piłkę i się ubrudziła
-Masz za swoje-powiedziałem do siebie-Idź się umyj!-krzyknąłem złośliwie, tak samo jak ona do Sami.
Samanta wyszła z pokoju i nie obejrzała się nawet tylko poszła do stajni. Postanowiłem ją śledzić. Osiodłałem konia i ruszyłem za nią. Wjechała do lasu.
-Wiesz Ewangeline-powiedziała do klaczy-On mi się...spodobał.
-Serio?-zapytałem
-J...Ja..son?-wyjąkała
-Co?Nie moja wina, że tędy jechałem-powiedziałem
-Ale...podsłuchałeś-syknęła-Ale teraz to już chyba nie istotne-powiedziała
-Bo wiesz ja czuję to samo co ty-powiedział i wtedy...ona mnie...pocałowała.
-Wow!-krzyknąłem-To...było!
-Cicho-powiedziała do mnie-Coś ci pokażę.
-A może ja?-zapytałem-Znam tu kilka fajnych miejsc
-Ok-zgodziła się-To prowadź!
Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, do którego chciałem ją zaprowadzić:
-Piękne-powiedziała.
Nagle rozpętała się burza.
-Ok, wracamy?-zapytałem
-Jasne-powiedziała i odjachaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz