wtorek, 30 kwietnia 2013

Od Sam-Powrót i to tym razem "kozła ofiarnego"

-Siemka Sami!-Jason podbiegł do mnie kiedy wrócił
-Nie siemka-powiedziałam-I przepraszam, ale W*N!
-Ale...-nie dokończył
-Na prawdę myślisz, że po tym co zrobiłeś ci wybaczę?-zapytałam-Zostawiłeś akademię, konie i wszystko tylko dlatego, że ktoś zaoferował ci posadę w karierze złodzieja koni?!
-Ja...-kończył drugie zdanie
-Jakoś zawsze mi się podobałeś, ale wiesz GNOJ*?!-zapytałam-Nie mam do ciebie zaufania!
Wskoczyłam na deskę i odjechałam.
-Phi-prychnęłam
-Co...się stało?-zapytała Roxie, gdy przechadzała się po placu
-Kozioł ofiarny "powrócił"-powiedziałam-Jedziesz na przejażdżkę?-zapytałam odjeżdżając od tematu
-Chętnie-powiedziała
Osiodłałyśmy konie. Zostawiłam deskę w boksie i wsiadłam na Ewangeline.
-Ach, maleńka i co ja zrobię?-zapytałam klaczy
Kiedy wsiadłyśmy na konie zaczęły nas ciągnąć w innym kierunku.
-Gdzie nas prowadzą?-zapytała Roxie
-Wierz im, na pewno gdzieś-powiedziałam
Po pół godzinie dotarłyśmy na piękną polanę:


-Ale tu pięknie!-krzyknęłyśmy
-Nie wierzę, że...-Ros nie dokończyła
Było pięknie...ale dlaczego tam stały...konie?


niedziela, 28 kwietnia 2013

Od Samanty-C.D Roxie

Jechałam przez ciemny las. Rżenie raz się przybliżało, raz oddalało. Za sobą usłyszałam, że jedzie samochód. Odwróciłam się błyskawicznie. W środku siedziały osoby. Nagle zza szyby wyskoczyła ręka z...pistoletem!
-U...eh...-jąkałam.
Epiphone zaczął w miejscu stukać kopytami w ziemię. Później skoczył w bok i samochód przejechał.
Usłyszałam przeraźliwe rżenie.
-Widzieliśmy dziewczynę na koniu-odezwały się głosy z głębi lasu-Może to właścicielka tego Fryza?
-Pobiec po dziewczyny czy ruszyć?-pytałam sama siebie
W końcu wybrałam najkorzystniejszą odpowiedź-ruszyć.
Koń biegł galopem, włosy wiały mi przed twarzą i dmuchał delikatny wiatr. Kopyta konie wbijały się w miękką ziemię. W końcu wbiegł w krzaki.
-Stop!-krzyknęłam
Widziałam Fryza Mili.
-Zostawić go-powiedziałam stanowczo
Zobaczyłam coś w co nie warto było wierzyć...ale?
-Jason?-zapytałam
-Samanta?-odpowiedział tym samym
-CO TY DO LICHA WYPRAWIASZ!-krzyknęłam wpadając w furię
-No...ja pracuję przy...-nie pozwoliłam mu dokończyć
Podeszłam do konia wzięłam go za kantar i pociągnęłam za sobą. Później wsiadłam na Epiphona.
-Wiesz, jeśli nie masz serca to nie wiem, czy chcę takiego chłopaka-podniosłam głowę do góry i odjechałam w "iście książęcej postawie :D".

Od Roxie-C.D Mili

-Wiesz, może Sam albo Jessica go widziały?-zapytałam
-Nie wiem, spytajmy się-mówiła przestraszona. W jej oczach widziałam iskrę strachu i przygnębienia, czułam, że coś jeszcze nią kieruje.
-Co ci jest?-zapytałam-Coś poza koniem się stało?
-E...e...nie nic-powiedziała
-Ukrywasz coś...ale...-nie dokończyłam
Po godzinie szukania nic nie znalazłyśmy, ale dziewczyny się do nas przyłączyły.
-To co?-zapytała Sam
-Eu...no ja nie wiem-stwierdziła
-Mój koń, mój koń-ubolewała
-"Albo beczysz, albo drzesz się jakby ktoś wieszał kota"-powtórzyłam słowa Samanty
-C...CO?-zapytała
-Bo wiesz...znacznie bardziej od was dziewczyny-zwróciłam się do Mili i Samanty-Wolę Jessicę.
-Ale gdzie ona jest?-zapytała Samanta
-Kurcze...może to ona?-pojawiły się podejrzenia
-Nie możliwe!-krzyknęłam
-Być...możliwe-powiedziała Sam-Właśnie...to może być możliwe!
Po chwili usłyszałyśmy krzyk. Z lasu wybiegła Jessica.
-Tam coś...było...jest-wydyszała
-Możemy szukać jutro?-zapytałam
-Nie...nie możemy-wtrąciła Samanta i pobiegła do stajni.
Po chwili wróciła z Epiphonem.
-Ewangelina jest ważniejsza od niego-powiedziała i podjechała pod wejście do lasu.-Słyszę rżenie!
-Ja też!-krzyknęłam
-Jedziemy!?-zapytała Mila
-Tak-powiedziała Sam
-Jesteś w gorącej wodzie kompana-syknęła Jessica
-Wcale nie-powiedziała z uśmiechem Sam i wjechała do lasu
-Czekaj!-krzyknęłyśmy
(Samanta?)

Od Mili-C.D



C.D.
Mieszkałam już tu z dobre trzy dni a nikogo nie poznałam. Było mi z tego powodu bardzo przykro.
Nudząc się w pokoju przypomniałam sobie o podarunku od ojca. Szybko zajżałam pod łóżko. Nadal tam leżał i czekał na rozpakowanie. Zdmuchnęłam z pudełka nabierany się kurz i zaczęłam powoli odpakowywać.
W środku była koperta, oraz jakaś tajemnicza szkatułka. Najpierw otworzyłam szkatułkę. Znajdowała się w nim przepiękna bransoletka z końmi. Od razu ją założyłem na rękę. po tym zaczęłam otwierać kopertę. W niej za to były pieniądze. ,,hmm...mogłam się spodziewać" pimyślałam. Pieniądze szybko schowałam do portfela. W kopercie był jeszcze list. Szybko zaczęłam czytać:
,,Mamy nadzieję, że szybko poznasz kogoś godnego Twojej uwagi. Bransoletka kiedyś należała do Twojej prawdziwej mamy.
Często pytałaś się dlaczego cię porzucili...Nie odpowiadaliśmy Ci wtedy ponieważ baliśmy się iż nie wsiądziesz nigdy więcej na konia.
Twoja mama zginęła spadając z konia pod samochód. A ojciec nie żył gdy miałaś roczek. Zmarł na zawał.
Pozdrawiamy."
Przygnębiona poszłam do stajni nr.1. Otworzyłam boks Pendlle'go, ale go tam nie było...
Przestraszyłam się. Pośpiesznie wybiegłam ze stajni. Na padoku spotkałam Roxie. Siedziała na swoim wspaniałym koniu i ćwiczyła.
-Hej! Roxie!-zawołałam
-O, hej! Co się stało?-zapytała
-Tak! Pendlle'yego nie ma w boksie! Wyprowadzał go ktoś?
-Nie, cały dzień jestem w stajni. Jeszcze godzinę temu był w boksie. Dałam mu marchewkę i poszłam-odpowiedziła zsiadając z konia.
-To gdzie on jest!?-zawołałam
-Nie wiem. Mogę pomóc Ci go szkukać będzie wtedy łatwiej.
-dziękuje.

(Roxie? Dokończysz?)

Od Samanty-Wejście "snoba"

Do akademii przyjechała "nowa". Boję się, że będzie to samo co na początku z Roxie.
Zaprzęgłam do powozu Ewangelinę i Epiphona. Podniosłam głowę Ewe i spojrzałam na podbrodzie.
-Uuu...zranione-powiedziałam-Spokojnie kochana-pogłaskałam moją małą gwiazdkę i poszłam po bandaż. Wcisnęłam go pod pysk zakrywając ranę.
-Dobrze?-zapytałam
Odpowiedziało mi rżenie, ale nie przeraźliwe tylko pełne szczęścia.
-Teraz kto na liście?-zapytałam sama siebie. Przygotowywałam konie do akademickiej przejażdżki na paradę-Kenja i Pandlle.
Poszłam do stajni nr. 1 i wyciągnęłam dwa konie. Wtedy do stajni weszła jakaś dziewczyna. Wyglądała na snobistyczną.
-Pozwól, że się przedstawię-rzuciła mi walizkę na stopy-Jestem księżniczka Cadence, córka Hiszpańskiej królowej.-Przyjechałam do tego "chlewa" by się uczyć.
-To nie chlew!-krzyknęłam rozdrażniona-To normalna akademia!
-O, Cadence!-krzyknęła dyrektorka-Miło cię widzieć!
-Mi również, jak tu pięknie-powiedziała kręcąc się w około.
Spojrzałam na nią, tak jakbym miała przepalić ją za chwilę wzrokiem.
Kiedy dyrektorka odeszła, ta "księżniczka" zaczęła robić wykłady.
Jak podpięłam wszystkie konie i uczniowie przyszli pojechaliśmy. Powoził pan Szymon.
Ta "nowa" okazała się miła, ale ta...ta...księżniczka!
C.D.N


Od Rosalie-Wyjazd i właściwa pora

-O, nie, o, nie-pochlipywałam
-Co, co ci jest?-zapytała Samanta-Albo beczysz, albo drzesz się jakby ktoś wieszał kota.
-Nie jest ci przykro?-zapytała-Twój chłopak wyjechał, a ja byłam w nim zakochana...zakochana!
-Nie-uśmiechnęła się-On wróci, a ja przepraszam za to, że...byłam taka-powiedziała
-Ehem...to raczej ja przepraszam i za błoto i za to...to wszystko-przeprosiłam-Do szkoły przyjeżdża mój kolega.
-Serio?-zapytała-Ja się nie interesuję
-Wiem, wiem-mówiłam
-Jedziesz na przejażdżkę?-spytała
-No nie wiem, mogę z tobą?-zapytałam
-Jasne-oznajmiła i machnęła ręką
5 minut później weszłyśmy do stajni nr.1. Osiodłałam konia, ale Sam założyła tylko uzdę.
-Co robisz?-spytałam
-Jak to co? Jadę na oklep-powiedziała błyskawicznie
Wskoczyła na konia i odwróciła się. Później energicznie machnęła ręką.
Podjechałam i spojrzałam na jej łydkę. Nacisnęła bok konia, więc ja też. Ruszyła cwałem ja tak jeszcze nie umiałam, dlatego ruszyłam galopem.
-Nie bój się!-krzyknęła-Dasz radę!
-Emm...Masz może i rację!-odkrzyknęłam
-Hehe-dasz

Od Mili


-Mila!-zawołał mnie ojciec.
Przestraszyłam się nie na żarty, myślałam ,,co ja znowu zrobiłam? Może nie domknęłam boksu Pandlle'go?".
-Tak?-odpowiedziałam dochodząc do naszego wielkiego salonu.
-Znaleźliśmy dla ciebie idealne miejsce.-spokojnym głosem odpowiedział tata.
-Co!? Już mnie nie chcecie!?-zawołałam przestraszona
-Nie, znaleźliśmy z mamą idealne miejsce w którym będziesz mogła się uczyć i...
-Ale co zrobimy z Pandlle?-przerwałam
-Jedzie z tobą, to szkoła jeździecka w Kilmore Cove.
-Jesteście wspaniali! Skąd wiedzieliście, że chcę tam jechać?-spytałam
-Mamy źródła-wtrąciła się moja o rok młodsza siostra.
Po południu byłam już zapakowana i ostatnie co mieliśmy zrobić to zaprowadzić Pandlle do transportera.
-Pndlle-zawołałam wchodząc do naszej małej stajni w ogrodzie.
Odpowiedziało mi głośne rżenie konia.
-Tu jesteś, jedziemy razem do nowego domu.-powiedziałam rumakowi i zaczęłam mu zakładać kantar i derkę. Koń z własnej woli poszedł za mną.
Wpakowałam go do transportera, domknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu.
Pod wieczór byliśmy już na miejscu. Tata podjechał pod stajnię nr.1, wypakował na zewnątrz moje bagaże, pożegnał się ze mną i odjechał zostawiając mi jakąś tajemniczą paczkę. Pendlle stał koło mnie w bez ruchu. Zaczął wąchać paczkę od rodziców.
-Co? Mam rozpakować? Na razie nie, najpierw znajdę dla ciebie boks.
Po tych słowach zawołałam konia i razem weszliśmy do stajni. Stała tam jakaś dziewczyna.
-Hej, on tak po prostu za tobą idzie?-zapytała.
-Tak, jak już go znalazłam był tego nauczony. Jestem Mila, a ty?-odpowiedziałam.
Rosalie, ale mów mi Roxie-odpowiedziała.-Co masz w tej paczce?-zapytała wyraźnie ciekawiąc się zawartością podarunku od ojca.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Normalnie-odprychnęłam próbując wprowadzić konia do boksu.
Pendlle się opierał ale po kilku minutach wszedł.
-Ej, wiesz może gdzie jest mój pokój?-zapytałam się Roxie.
-Tak, nr.19.
-Dzięki

C.D.N

sobota, 27 kwietnia 2013

Od Samanty-C.D

Opiekowałam się Epiphonem. Starałam jak mogłam. Udało mi się raz usiąść na niego. Na lekcji ujeżdżania ja jechałam na Epiphonie. Ewangeline stała na łące.
-Dobry "kóń"-pochwaliłam
Teraz przejażdżka. Jechałam prostą drogą, a później skręciłam i ruszyłam cwałem.
-Stop-pociągnęłam wodze
Podobał mi się koń, a Ewangeline mogłam odesłać do domu.
-Samanta-powiedział Jason-Ja wyjeżdżam.
-Jak to?-zapytałam-Wrócisz prawda?
-Nie wiem-powiedział-Kiedy mój ojciec dowiedział się o wypadku...to-I nie zatrzymam Epiphona.
-To twój koń!-krzyknęłam-On nie może mu tego zrobić, a ty nie możesz zrobić mi tego...
-Może jeszcze wrócę-powiedział-Nie mam pewności-szepnął i pociągnął za wodzę Canterlot-źrebaka.
-Weź-powiedziałam szeptem-Ewangeline!
-Ale-jęknął
-Bierz! I wróć z nią-pocałowałam w pysk klacz.
-Nie mogę, zostaw ją-odepchnął

Od Jasona-Szalony Konik

Mój ojciec przysłał mi źrebaka Magdy. Prosił żebym go trochę oswoił z otoczeniem, ponieważ znam się na tego rodzaju rzeczach.
-Dobra, Rose-powiedziałem do klaczy-Masz się słuchać, bo nie mam zamiaru mieć później problemów.
Poklepałem konia po szyi i wziąłem na lonżę. Zasłoniłem mu oczy, żeby się nie bał i podniosłem z ziemi bat. Roczny źrebak kłusował przez chwilę, a później się zatrzymał i nie chciał ruszyć.
-Znasz się na tego rodzaju rzeczach?-zapytała Sami z zaskoczenia-Dlaczego faceci są tacy twardzi?
Nie pomyślałeś o przekąsce?-zapytała
-E...uuu...nie-odpowiedziałem
-Patrz-powiedziała i wyrwała mi z ręki bat.
Delikatnie uderzyła nim w ziemię i kiedy źrebak przebiegł dwa koła dała mu marchewkę.
-Później pójdzie jak z płatka-powiedziałam, a teraz idę do Jessicy.
-Ok, to pa-powiedziałem i ćwiczyłem dalej dając tym razem przekąski.
Później wysłałem źrebaka na łąkę i pojechałem na przejażdżkę na Epiphonie.
Wierzgał na wszystkie strony. Wyjechałem na drogę i przed nami jechał samochód. Koń stanął dęba i uderzył w ciężarówkę. Później spadłem z konia. Ciężarówka przejechała i zatrzymała się. Zaczęło mi się robić czarno przed oczami.
Po godzinie-dwóch obudziłem się w szpitalu. Do sali weszła Sam.
-Chcą uśpić Epiphona-powiedziała-Wiesz jak on wygląda?
-Tak, wiesz wiem-powiedziałem z sarkazmem
-Właśnie, e...mm-powiedziała-Mam zdjęcie-podała mi telefon
Zdjęcie było przeraźliwe:

-Nie ja nie wierzę-powiedziałem-Stracił oko?
-Spokojnie, wszystko ma na miejscu, tylko jest poturbowany.
-Muszę go zobaczyć!-właśnie próbowałem wstać, ale Samanta mnie zatrzymała.
-Zajmę się...nim-powiedziała-Będzie dobrze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miesiąc później:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Samanta zajęła się koniem i teraz wyglądał tak:

Kiedy wyszedłem ze szpitala, koń bał się mnie.
-Co się dzieje?-zapytałem Jassicy i Samanty
-Do nas też tak podchodzi-powiedziały
-Wrzucałyśmy mu marchewki na zmianę-powiedziała Sam
-Chciałyśmy się dowiedzieć czy boi się wszystkich
-Patrz-powiedziała Samanta
Rzuciła kamykiem pod jego nogi, a on uciekł na drugi koniec łąki.
-Nic już nie zrobisz?-zapytałem
-Postaram się-powiedziała
(Samanta?)

czwartek, 18 kwietnia 2013

Od Samanty

Na tej lekcji dyrektorka powiedziała, że jedziemy do lasu.
-Cieszysz się?-zapytałam na lekcji Jessie Jay.
-No-powiedziała-Mam nadzieję, że coś tu znajdę. Jakąś przyjaciółkę.
-Ja też-powiedziałam
-Roxie jest okropna-powiedziała
-Ah...nie ma co gadać-powiedziałam i zadzwonił dzwonek
-Przygotujcie konie!-krzyknęła dyrektorka
Pobiegłam do stajni przygotować Ewangeline i zobaczyłam Jasona.
-Sam, chciałem cię przeprosić-powiedział
-Ja ci wybaczam-powiedziałam i na oczach Rosalie pocałowałam go.
-Chcesz dziś jechać na plażę?-zapytał
-Może?-powiedziałam i wsiadłam na konia
Po powrocie z przejażdżki poszłam z Jasonem na plażę.
Byłam zmęczona i wieczorem zaczęłam czytać książkę, a później poszłam spać.

Od Rosalie-C.D

Strategia druga. Już ją mam-powiem, że całowałam się z Jasonem.
-Ej...Samanta!-krzyknęłam
-Tak?-odwróciła się
-Jason mnie pocałował-powiedziałam
-Co mnie-powiedziałam-Ja i tak nie wiem nawet czy chcę z nim być. Powiedziałam mu to.
Odeszłam.
-Jason jest mój...-podśpiewywałam kiedy przez bramę akademii wszedł mój przyszły.
-Cześć-powiedziałam-Masz wolny czas?-zapytałam
-Wiesz idę przeprosić Samantę-powiedział
Wrobiła mnie w balona!

Opowiadania

Proszę o pisanie opowiadań. Nocna Japonka napisała jedno błyskawicznie. Czekam na następne.

środa, 17 kwietnia 2013

Od Rosalie-Zazdrość i zemsta

Kiedy dowiedziałam się, że Jason i Samanta się całowali to...wybuchłam. Więc planuję na nią zemstę. Bo to ja zasługuję na Jasona! Ja i tylko ja!
-Pomóc ci?-zapytałam na stołówce w akademii, kiedy Samanta nie mogła otworzyć słoika z dżemem.
-Co?...Hmm...Ok-zgodziła się
-Eh...iii...nie mogę-powiedziałam-Ale otworzę. Otworzę!
-Czy ty nie przesadzasz?-zapytała i postukała słoikiem w stół, a później otworzyła
-Jak...?-jąkałam
-Wtopa-krzyknęła- "Prosz", ja nie jem-powiedziała
Odeszłam, bo Jason się podśmiewał.
(C.D.N)

Od Jasona-C.D Samanty

Było mi jej szkoda. Przed kilkoma minutami była ładną dziewczyną, a ta...ta Ros...wszystko jej zepsuła.
-No leć się umyć!-krzyknęła do niej złośliwie-A ja tu sobie...posiedzę.
-Jesteś...fajny-powiedziała
-A ty nie!-fuknąłem
Odszedłem i przy tym kopnąłem piłkę leżącą w błocie.
-Pfuj...to ohyda-kopnąłem piłkę i się ubrudziła
-Masz za swoje-powiedziałem do siebie-Idź się umyj!-krzyknąłem złośliwie, tak samo jak ona do Sami.
Samanta wyszła z pokoju i nie obejrzała się nawet tylko poszła do stajni. Postanowiłem ją śledzić. Osiodłałem konia i ruszyłem za nią. Wjechała do lasu.
-Wiesz Ewangeline-powiedziała do klaczy-On mi się...spodobał.
-Serio?-zapytałem
-J...Ja..son?-wyjąkała
-Co?Nie moja wina, że tędy jechałem-powiedziałem
-Ale...podsłuchałeś-syknęła-Ale teraz to już chyba nie istotne-powiedziała
-Bo wiesz ja czuję to samo co ty-powiedział i wtedy...ona mnie...pocałowała.
-Wow!-krzyknąłem-To...było!
-Cicho-powiedziała do mnie-Coś ci pokażę.
-A może ja?-zapytałem-Znam tu kilka fajnych miejsc
-Ok-zgodziła się-To prowadź!
Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, do którego chciałem ją zaprowadzić:

-Piękne-powiedziała.
Nagle rozpętała się burza.
-Ok, wracamy?-zapytałem
-Jasne-powiedziała i odjachaliśmy.

Od Samanty-Początek

Popchnęła delikatnie bramę wprowadzając konia. Poklepałam moją klacz i odstawiłam ją do stajni nr. 1. Po chwili zobaczyłam chłopaka.
-Cześć!-krzyknęłam
-Siemka-odpowiedział wprowadzając konia do stajni nr.2.
-Jestem Sami-przedstawiłam się
-Ładne imię. Jason-przedstawił mi się również
-Jakiego masz konia?-zapytałam
-To rasa arabska. Miał iść na rzeź, ale tato mi go kupił. Teraz też go coś trapi-powiedział
-Aha. Ok-powiedziałam i odeszłam.
Podobał mi się, ale nie mam zamiaru prowadzić znajomości, dopóki nie będzie innej dziewczyny. Chcę mieć jakąś przyjaciółkę, a z resztą nie mam zamiaru być namolna.
-Weź to ode mnie!-krzyknął jakiś dziewczęcy głos
Nagle weszła dziewczyna. Wysoka z czerwoną chustką na głowie i kolczykiem w nosie.
-O matko co to...za...żenada?-zapytała patrząc na mnie-Wygląda jak zeschnięte błoto
-Pff...-dmuchnęłam i podwiałam kawałek grzywki do góry
Nagle podeszła do mnie i popchnęła mnie w błoto.
-I teraz dosłownie tak wygląda!-zaczęła się nade mną znęcać.
Obejrzała się za ramieniem i zobaczyła Jasona. Spojrzał na mnie i podbiegł.
-Co ci się...?-chciał zapytać kiedy się zorientował co się stało
Jason spodobał się tej dziewczynie.
-Jestem Rosalie-powiedziała ocierając się o jego ramię.
Odsunął się.
-Weź się!-krzyknął i podniósł mnie z ziemi
-Nie martw się Sami-pocieszył mnie
-H...mam nadzieję, że tak nie będzie-powiedziałam ze łzami w oczach-Dziękuję powiedziałam szeptem i w płaczu pobiegłam do pokoju
(Jason?)