Wstałam rano. Nic nie mówiło, że dzień będzie zły, a ni zaskakujący. Nagle przyszedł do mnie SMS.
-Heh, zdecydował się jednak?-zapytałam sama siebie
-Kto i na co?-zapytała śpiąca jeszcze Roxie
-O, sorry-powiedziałam-Nie wiedziałam, że jeszcze...
-Nic się nie stało, ale na przyszłość patrz na zegarek-powiedziała ze śmiechem Roxie
Wykąpałam się i usiadłam przed laptopem. Później go zamknęłam. Uczesałam się i poszłam na śniadanie.
Później założyłam moje buty halowe i poszłam pobiegać. Dołączyła do mnie Roxie i Egon.
-Piękna pogoda-przyznała Egon
-Tak-odpowiedziałam w tej samej chwili co Roxie
Po biegach usiadłam w krzakach i zaczęłam coś rysować. Narysowałam to:
-Ślicznie-powiedziałam
-Masz rację-powiedział jakiś głos za moimi plecami.
Odwróciłam się. Za mną stał...KACPER!
-Kacper!-wrzasnęłam i rzuciłam się mu na szyję
-Eh...nie mogłem opuścić okazji spotkania się z tobą, no nie?-powiedział
-Tak-odpowiedziałam.
-Pojedziemy na przejażdżkę?-zapytał
-No jasne!-zgodziłam się i poszliśmy po konie.
Wzięłam Epiphona, bo Ewangi namęczyła się wczoraj. Kacper wyciągnął Hobbita.
-Gotowa?-zapytał
-No-odpowiedziałam i pojechaliśmy.
Byłam onieśmielona towarzystwem starego przyjaciela, poznanego w szóstej klasie podstawówki.
-Przyjechałeś dzisiaj?-zapytałam
-Tak-odpowiedział i ruszył galopem-Choć!
Pogoniłam mojego arabskiego konia i nadrobiłam zaległości. Zaczęłam cwałować i zostawiłam za sobą Kacpiego. Stanęłam na zboczu wąwozu i nagle skała zaczęła się łamać.
-Kacper...-powiedziałam przerażona-Kacper!
Nastolatek podjechał szybko, ale koń już prawie spadał. Zsiadłam z konia i zepchnęłam go do bezpiecznego miejsca. Skała już się odczepiała kiedy nagle chłopak podał mi rękę.
Nie mogłam podać mu swojej bo zaczepiła się gdzieś, a drugą musiałam się trzymać.
Mój kolega zeskoczył i złapał się ze mną. Później objął ręką i pomógł wejść. Skała zaczęła się załamywać i Kacper wpadł do rwącej rzeki. Usłyszałam tylko cichy plusk i krzyknęłam.
Wsiadłam na Hobbita, ponieważ był silniejszy, a uzdę Epiphona przywiązałam sobie do ręki. Zaczęłam cwałować do wodospadu, gdzie kończyła się rzeka. W końcu tam dotarłam, ale Kacpra nie było.
-Eh...w dół-powiedziałam sobie i pojechałam do małego jeziorka.
Tam też go nie było. Pojechałam po dyrektorkę, a ona wezwała pomoc. Szukali go, aż w końcu o 24:40 znaleźli go siedzącego na kamieniu i całego mokrego.
-Gdyby woda nie płynęła pod prąd-powiedział-Dzięki, że wezwałaś pomoc-powiedział kiedy jechaliśmy do westernowej akademii.
Poszłam do pokoju, wykąpałam się i usiadłam na łóżku. Dziewczyny już spały, więc ja też zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz